Camp de Calasanz- kolonia letnia dla dzieci i młodzieży z naszej parafii.


W dniach od 25.07 do 3.08 wybraliśmy się na dziesięciodniową przygodę ze św. Józefem Kalasancjuszem pod hasłem „Camp de Calasanz”. Miejscem naszego wypoczynku była malownicza okolica Momotów Dolnych znajdujących się niedaleko Janowa Lubelskiego.

25.07 żegnając prawie płaczących z tęsknoty za nami rodziców zapakowaliśmy do autokaru nasze bagaże i wyruszyliśmy w wakacyjną podróż.

Przebiegła ona bardzo przyjemnie i po kilku godzinach spędzonych na rozmowach czy odsypianiu dojechaliśmy szczęśliwie prosto na czekającą już na nas kolację. Następnie była chwila, aby spokojnie się zakwaterować i spotkaliśmy się, aby ustalić wspólnie kilka zasad, które miały pomóc nam przeżyć rozpoczynający się czas owocnie i bezpiecznie. Tego dnia po podpisaniu regulaminu, zmęczeni podróżą udaliśmy się na wieczorny spoczynek, aby o poranku z pełnią sił uczestniczyć w tym, co dla nas przygotowano.

Każdy dzień rozpoczynaliśmy od rozgrzewki ciała i głosu. Wychowawcy – Tomek oraz Mateusz dbali o to, aby „w zdrowym ciele” ożywiać ducha, zaś ciocia Kasia wraz z nami przygotowywała liturgię Eucharystii, w której uczestniczyliśmy każdego dnia o poranku.

Przyjmując Pana Jezusa umacnialiśmy naszego ducha chcąc, aby czas kolonii nie był tylko rekreacyjnym wyjazdem ale czasem, który pomoże nam zbliżyć się do Niego samego. Często towarzyszyła nam piosenka „Każdy wchód słońca” którą wyrażaliśmy naszą wielką radość z rozpoczynającego się nowego dnia i czekających na nas przygód.

Pewnie ciekawi was dlaczego towarzyszył nam św. Józef Kalasancjusz – jest on nie tylko założycielem Zakonu Pijarów, ale także ojcem dzieł w których i my mamy swój udział. Dlatego właśnie chcąc lepiej poznać historię jego życia i powołania, zaprosiliśmy go aby wyruszył z nami w czas wakacyjnego odpoczynku. Każdego dnia zostawiał nam on napisany specjalnie dla nas list, który o. Bartek czytał nam każdego dnia. W liście opowiadał w nim jedną historię ze swojego życia. W liście czekało też na nas zadanie przez którego wykonanie mogliśmy zdobyć odpowiednią sprawność odpowiadającą cechom, które posiadał właśnie nasz Założyciel – męstwo, ubóstwo, odwaga, zwyczajność…

Po pysznym śniadaniu mieliśmy chwilę na tak zwane „dyżury”, które często były po prostu próbą ogarnięcia własnego pokoju. Następnie, około godziny 9.30 udawaliśmy się na różnorakie zajęcia sportowo – integracyjne. Pierwsze dni poświęciliśmy na wzajemne poznanie się podczas gier w terenie. Liczyła się tu szybkość, sprawność, logiczne myślenie ale przede wszystkim współpraca. W ciągu mijającego tygodnia czekał nas paintball, spływ kajakowy, bieg militarny, off road, popołudnie na dmuchanych zamkach czy wieczór na basenie. Wyruszyliśmy także do lasu szkołę przetrwania podczas której budowaliśmy szałasy. Byliśmy też na wycieczce w Janowie Lubelskim, gdzie zwiedziliśmy Muzeum Leśnictwa i w gorącym słońcu mogliśmy popluskać się nad Zalewem Janowskim

Wieczór spędzaliśmy przy ognisku i gitarze, emocjonującej siatkówce, pijarskich tańcach lub zajęciach plastycznych, podczas których wykonaliśmy m.in. pamiątkowe kolonijne koszulki, ramki na zdjęcia czy koralikowe prasowanki. Niektórzy na ten czas wybierali odpoczynek na kocu czy czytanie książki na hamaku. Nie ulega wątpliwości, że każdy znalazł coś dla siebie.

Tak jak z Panem Jezusem dzień zaczynaliśmy, tak też go kończyliśmy gromadząc się na wieczornej modlitwie. Dziękowaliśmy za to, co dobrego się wydarzyło, w kilku słowach podsumowywaliśmy miniony dzień, robiąc także rachunek sumienia z powinności wykonania zadania, które zostawił nam na ten dzień Józef Kalasancjusz. W naszych Kartach przyklejaliśmy naklejkę ze zdobytą sprawnością, z radością przyjmowaliśmy błogosławieństwo i udawaliśmy się na spoczynek.

Do naszych stęsknionych rodziców wróciliśmy 03.08, powitali nas z wielką radością i wieloma pytaniami o to, jak spędziliśmy czas kolonii. W naszych sercach zostają piękne wspomnienia, relacje i przyjaźnie, pokonane lęki, zdobyte sprawności i ogromna wdzięczność za czas, który mogliśmy razem spędzić.