Świadectwa (5) - Nowe!

Świadectwa (5) - Nowe!

     [...] Te rekolekcje, to był istny strzał w dziesiątkę, wstrząs jakiego potrzebowałem. Nigdy, żadne rekolekcje tak głęboko mnie nie dotknęły jak Oddanie33. Bogactwo i głębia treści są niesamowite w swojej wymowie. Mimo, iż w pewnym momencie było bardzo trudno zrozumieć i przyjąć do siebie te teksty, to naprawdę warto było się zaprzeć samego siebie i dzięki pomocy Ducha Świętego i Ukochanej Mamy udało się przez nie przebrnąć z konkretnymi owocami. Na pewno lektura duchowa zaproponowana przez twórców tych rekolekcji pozostanie ze mną na codzienne rozważania, aby móc wychwycić to co przez te 33 dni umknęło w ogromie materiałów i dalej pogłębiać swoją wiarę. [...]

Michał

KEHARITOMENE / TOTA TUA
PEŁNA ŁASKI

     8 grudnia br wchodziłam do naszej świątyni lekka jak motyl, który sfrunął na ziemię, aby spić rosę i „nasycić się miodem z opoki’.  Bo ten cudownie słodki pokarm ukryty w tabernakulum mój ciężki krzyż zamienił w ,,jarzmo słodkie”. Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi w zjednoczeniu z Sercem Jezusa podpisałam dopiero w ławce na początku uroczystości.  Jakże świadomie to uczyniłam, bo pęknięcie ciężkich pęt i łańcuchów okalających moje serce, jestem przekonana: ZAWDZIĘCZAM NIEPOKALANEJ!   Bo zawierzenie się Bogu i Jego Matce zamieniło moje kajdany zniewolenia - jakim jest nieprzebaczenie, na krzyż dźwigany z Chrystusem, a „Jego brzemię jest lekkie”. To czego słuchaliśmy w ciągu 33 dni Oddania jest prawdą, doświadczyłam tego!

     Sama nie odniosę zwycięstwa nad złem, potrzeba mi tej nieludzkiej mocy z Nieba.  I wiary w zwycięstwo dobra nad złem, a królować nad złem to służyć sobą, nosić w sobie Chrystusa.

     Dopiero kilka lat temu, kiedy otarłam się o śmierć zaczęłam czytać Pismo Święte i słuchać Słowa , jak gdyby przetkano mi uszy : w świątyni, na rekolekcjach, we wspólnotach /krąg biblijny, odnowa Ducha Świętego, pieśni sławiące Pana i Jego Matkę w chórze parafialnym/.  A  jestem już babcią.

     Zaczęłam też zauważać ślady obecności Pana – Twórcy piękna i dobra w człowieku i tego wszystkiego co stworzył z miłości do mnie.  To chyba wdzięczność za uratowanie życia i zdrowia, wyzwoliła pragnienie poznawania Go, Jego jakże wielu obliczy miłości, których nie zgłębimy przez całą wieczność.

2 Sm 5-8, 16-17:
Ogarnęły mnie fale śmierci i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę,
Oplątały mnie pęta Szeolu, zaskoczyły mnie sidła śmierci.
    W moim utrapieniu wzywam Pana i wołam do mojego Boga.
    Usłyszał On głos mój ze swojej świątyni
    A krzyk mój dotarł do Jego uszu.
    Zatrzęsła się i zadrżała ziemia …
Ukazało się łożysko morza i obnażyły się posady lądu
Od groźnej nagany Pana, od tchnienia wichru Jego nozdrzy.
    Wyciąga rękę z wysoko i chwyta mnie,
    Wydobywa mnie z toni ogromnej …

     Po raz któryś Pan daruje mi życie, ja obiecuję  poprawę, ale jest jak zwykle – ranię innych i sama jestem raniona, upadam pogrążona w bólu i rezygnacji z walki, świadoma swej nędzy i niewystarczalności.

     Do Najświętszej Maryi Panny zawsze miałam dystans. Piękna i przeczysta Matka Boga, który zechciał być zwykłym człowiekiem dla naszego zbawienia.

     Powodem były relacje z moją własną matką.  Był okres, że miałam nawet pretensje do Pana Boga: sobie za matkę wybrał Świętą, a mnie i mojemu bratu wzrost w środowisku libacji alkoholowych.  Nie dostrzegałam wtedy, że Pan trzyma mnie w swoich dłoniach i zawsze jest przy mnie i pilnuje jak ,,źrenicy oka,,   nawet ,,wszystkie włosy policzył na mojej głowie,,.

     Jeszcze w ubiegłym roku byłam jakby ślepa, rozpamiętywałam przykre wydarzenia i sytuacje z udziałem mojej matki, obwiniałam ją za alkoholizm i chorobę mojego brata.  Nie da się kochać na siłę – myślałam i złe uczucia chowałam w zakamarki mojego poranionego serca.  Ogromny lęk i niepokój towarzyszył mi przy wizytach u moich rodziców.  Wymuszałam z siebie dobre słowa i uczynki wobec mamy, ale tylko z bojaźni Bożej i ze względu na czwarte przykazanie. Taka miłość z zaciśniętym sercem i zaciśniętymi zębami.  Czułam się bezsilna wobec swoich zakamuflowanych uprzedzeń i niechęci  do matki.  Miałam pragnienie zmiany tego i wiedziałam, że tylko BÓG może uzdrowić moje wnętrze.  Było kilka intencji mszalnych za moją biologicznie zdrową mamę, ale jakże poranioną i samotną, niekochaną przez najbliższych, nieszanowaną przez sąsiadów  /łącznie ze mną, choć na pozór tego nie widać i nie słychać/.

     W ub. roku pewien kapłan poradził mi zawierzenie tej sprawy Maryi, której moc i siła oraz modlitwa, szczególnie na różańcu – powodują rozpierzchnięcie demonów zła.  Podstawą oczywiście jest eucharystia i sakrament pokuty i pojednania z Bogiem i ludźmi.  W sierpniu 2019 pojechałam na rekolekcje do Czernej, aby wyciszyć się i modlić, szczególnie na adoracji nocnej w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w w/w intencji. Teraz zdaję sobie sprawę, że ten przypadkowo wybrany termin rekolekcji wcale nie przypadkowo zawierał w sobie datę 15.08 – Święta Maryjnego.

     W ostatni dzień, po Eucharystii, Ojciec Karmelita prowadzący nauki zapytał czy ktoś chce przyjąć szkaplerz?  Wystąpiły 2 osoby /wszyscy inni wcześniej już przyjęli szkaplerz/ i nie wiadomo dlaczego, ja także /a nie miałam przygotowanego nawet najzwyklejszego płóciennego szkaplerza, który można było nabyć w sklepiku na parterze/.   To było jak we śnie, jakby to nie moją wolą wstąpiłam na schody ołtarza.  Tym bardziej, że w dniach skupienia w KID w Krakowie zawsze była możliwość przyjęcia szkaplerza Maryjnego, lecz nigdy nie miałam tego pragnienia /bo modlę się w Róży różańcowej, za poczęte dzieci, za powołania kapłańskie i zakonne, swoje prywatne intencje, więc po cóż następne zobowiązania?/.

     O.Albert,  jakby Ez 16,,rozciągnął połę płaszcza mego nad tobą”, gdyż aby użyć swojego kapłańskiego szkaplerza spod habitu musiał okryć mnie swoim płaszczem karmelitańskim i ,,przyodział najpiękniejszą z szat”, bo Maryjną, najczystszą: Szkaplerzem.  Cieszyłam się jak dziecko, gdy po powrocie do ławki ktoś wcisnął mi w rękę szkaplerz, który nawlekłam od razu na swój łańcuszek i mam zaszczyt nosić.  Lecz czy jestem godna tej łaski?

     Przez te sześć dni słuchania Słowa, karmienia się Słowem, noszenia Słowa, zaczęłam weryfikować i poznawać siebie w świetle Słowa. No i od tej pory mam zawsze z sobą Matkę, dzięki, której Słowo stało się Ciałem.

     Prawda oświecała moją mroczną duszę.  Przede wszystkim już nie przypisywałam swojej mocy i sile tego, że nie piję.  Jestem tylko słabym człowiekiem, a wszystko co mam dobrego i pięknego jest darem Pana.  Darem niezasłużonym i niewypracowanym.  Sama jestem bezsilna wobec zła we mnie i w bliźnich.

     Wiedziałam, że tylko Miłosierny Pan i Jego Matka mogą zmienić  me serce, które już pękało.  Najpierw wylała się z niego żółć złości na moją mamę, lecz w taki sposób, że sama siebie upokorzyłam.  Wyhodowałam w swoim sercu gigantyczny gniew braku przebaczenia. Krzywdy stare i nowe wyrosły przede mną niczym lodowa góra lub szklana pionowa tafla. Pragnęłam choć raz wykrzyczeć mojej mamie mój ból i złość na nią.  Nie odważyłam się jednak.

     W wielkim poście przyszedł koronawirus, obostrzenia z tym związane, a w naszej świątyni codzienne adoracje w godz.15-18.  Modliłam się przed Najświętszym aby zechciał swym ogniem wypalić mnie, wypalić tą złą pamięć, która mnie niszczy, oczyścić mnie swoją Przenajświętszą krwią.

     Zaczęłam też wtedy odmawiać codziennie cząstkę różańca za moją mamę. Od tej pory mam wrażenie pustki w sercu, ciszy,  braku tej wyższości siebie wobec matki, brata, pretensji… To co głosi Orędzie Fatimskie – modlitwa, pokuta, post, Eucharystia oraz adoracja – jedyną drogą do celu, a w moim umyśle i sercu skrystalizował się cel: Zbawienie moje i ludzi, wśród których postawił mnie Pan.

    Jezu, Maryjo ratujcie dusze!
    Jezu, ufam Tobie!
    Jezu, Ty się tym zajmij!

     Mama natomiast przestała wychodzić z domu. Ogarnął ją ogromny lęk przed chorobą i nagle zdała sobie sprawę, że istnieje śmierć.  Mimo 80 lat ma na szczęście zdrowe ciało.  Jej niesamowity strach przed śmiercią przeraził mnie.

     Dostrzegłam w mamie biednego, bardzo samotnego człowieka, który sam siebie nienawidzi, moje najbardziej słabowite wnuczę.   A Maryja przyszła do mnie.  Zeszła z niebieskiego tronu aby zgładzić mojego osobistego węża: gniew i zawziętość - wyzwoliła we mnie litościwą miłość wobec mojej matki, miłosierdzie i współczucie.

     Całkiem niedawno, podczas trwania ODDANIA33 uświadomiłam sobie, że to owoc modlitwy!  Bo strach, ten pozytywny jest siłą napędową, która pozwala zbliżyć się do Boga.  To łaska, bo dokąd żyjemy na tym łez padole nie jest za późno na pojednanie się z Bogiem i ludźmi.   Póki żyjemy…

     Nie narzekajmy na swój krzyż, raczej odkryjmy obecność Chrystusa w zbawczym dźwiganiu Krzyża.  Z Nim pokonamy wszystko!


        Ilekroć mnie trwoga ogarnie
        W Tobie, Najwyższy pokładam nadzieję.
            W Bogu, którego słowo wielbię.
            W Bogu pokładam nadzieję: nie będę się lękał,
            Cóż może uczynić mi człowiek?      
                     Ps. 56. 2-7

     M.


* * *
  

       […] to było nowe, nie do opisania słowami przeżycie duchowe. Próbuję zebrać myśli w głowie i brakowało mi słów, aby wyrazić to, co przeżywałam w swoim wnętrzu. Rozważając codzienne rekolekcje uświadomiłam sobie, jak mało wiem na temat wiary, którą wyznaję. Wierzę, że z Bożą pomocą zadbam właściwie o to, aby nie zgasł we mnie płomień, który podczas wspólnych rekolekcji "Oddanie33" we mnie zapłonął. Serdeczne Bóg zapłać.

T.

* * *

     Na początku wydawało się nam, że nie jesteśmy w stanie wygospodarować w ciągu naszego codziennego dnia  tyle czasu na rozważania i modlitwę. Pierwsze dni były trudne, ale  razem z mężem czytaliśmy wspólnie lekturę duchową i zachęcaliśmy się do wytrwania pomimo zmęczenia, czasem zniechęcenia.

     Co dały nam te rekolekcje?

     Uświadomiły nam, jak głęboka jest więź Maryi z Jej Synem, dzięki której Maryja staje się naszą duchową Matką i najlepszą drogą do Jezusa.

     Głębsze zrozumienie dziecięctwa Bożego i pełnego zaufania Bogu. Budowanie postawy dziecka , które samo nic nie może, jest w pełni zależne od swojej kochającej Matki.

     Zwróciły naszą uwagę na życie teraźniejszością, bez rozgrzebywania przeszłości i zamartwiania się o przyszłość.

     Przypomniały nam czym jest chrzest święty i że otrzymaliśmy w nim pełne uczestnictwo w życiu Boga.  Jezus oddaje się nam cały. Tylko On ma pełne i jedyne prawo do naszego życia, bo On odcisnął pieczęć na naszym sercu. Odczuwaliśmy taki ludzki opór, aby świadomie w sercu ofiarować się Bogu w całości, ale Maryja, będąc wzorem postawy całkowitego oddania i zawierzenia Bogu,  może nas tego nauczyć i poprowadzić do Swojego Syna.

     Wzbudziły w nas pragnienie, aby wszystko, każdy dzień, w tym nasze marzenia i troski, oddać Bogu i ciągle pamiętać o Jego obecności, o Jego miłującym wzroku, który utula wieczorem do snu swoje najdroższe dziecko.

      Agnieszka i Jacek

* * *

     Dziękuję za wspólnie przeżyty czas rekolekcji. Poprzednie wykonałam indywidualnie w domu. Jednak możliwość codziennego udziału we Mszy św. i nauka podczas adoracji, to była pełnia przeżycia.... Msza Święta z ofiarowaniem aktów poświęcenia na ołtarzu oraz indywidualny głos każdego z uczestników była Bożym dotykiem serca i działaniem z natchnienia Bożego... Dla mnie osobiście to było wydarzenie: jak pieczęć na sercu, rodzaj wewnętrznych zaślubin, jak zamknięcie drzwi starego życia i otwarcie na nowe! Przepiękne duchowe przeżycie jedności Kościoła we wspólnocie tak wielkiej różnorodności...

     D.